W oknach wybite szyby
rdzawe firanki powiewają
grozą
psychoza lęku jak u Hichcocka.
Wrony kraczą złowrogo
każdy człek szpiegiem
własnego cienia.
W oparach smogu
powietrze zbiera żniwo śmierci
zatrutych oddechów rosnących
w potęgę kominów.
Wiatr wyjąc echem
wybił północ i zasypał
piaskiem ślady mojej esencji.
W pękniętej klepsydrze słyszę
zanikające kroki odchodzącego
czasu.
Za horyzontem całkowite zaćmienie
mojego księżyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz