Lustro czasu zegarek choć go nie odmierza
dokładnie go pokazuje
tylko dokąd ten czas tak zmierza
czy urlop mu przysługuje
Zużyty skonsumowany świat
pokłady wyjałowionych ludzkich serc
czy płodozmianu nadszedł czas
wyrodzony wydeptany czy to zmierzch
Bądźmy jak góra Ararat
ocalmy to co ocalił Noe
ludzkość jest jak złota karat
w złączonych w arkę dłonie
Czujesz strachu oddech ciężki
niepewność na jutro rzuca cień
zabłąkanym trudno odnaleźć ścieżki
w nawet bardzo jasny dzień
Żyzność wyżyn zarasta nieczułość
stoisz nad przepaścią przytula cię śmierć
wciąż kupujesz przyjaźń i miłość
to co darmo możesz mieć
Bądźmy jak góra Ararat
ocalmy to co ocalił Noe
ludzkość jest jak złota karat
w złączonych w arkę dłonie
Tomasz Kiełtyka
28 września 2014
25 września 2014
W jego obliczu
W Jego obliczu
widziałem twoje oblicze
w Jego cierpieniach
widziałem twoje cierpienia
sprawiedliwości szukał
tak jak ty szukałeś
potępionych przygarniał
tak jak ty przygarniałeś
przebaczał
tak jak ty przebaczałeś
miłował
tak jak i ty miłowałeś
Twoje dłonie mówiły prawdę
twoje oczy okna niebios
twoje słowa jak kule armatnie
trafiały w nas nie raniąc
Patrząc na góry i drzewa
do rozważań zmusza
bo widzę w nich ciebie
syna Boga i brata Jezusa.
Tomasz Kiełtyka
Wiersz napisany w dniu śmierci J.P.II.
widziałem twoje oblicze
w Jego cierpieniach
widziałem twoje cierpienia
sprawiedliwości szukał
tak jak ty szukałeś
potępionych przygarniał
tak jak ty przygarniałeś
przebaczał
tak jak ty przebaczałeś
miłował
tak jak i ty miłowałeś
Twoje dłonie mówiły prawdę
twoje oczy okna niebios
twoje słowa jak kule armatnie
trafiały w nas nie raniąc
Patrząc na góry i drzewa
do rozważań zmusza
bo widzę w nich ciebie
syna Boga i brata Jezusa.
Tomasz Kiełtyka
Wiersz napisany w dniu śmierci J.P.II.
21 września 2014
Intymne podróże
W wielką podróż się wybrałem
nie znając dróg na przełaj cię zwiedzałem
najdłuższą drogę wybrałem do twych ust
przystanąłem tam i tu
już zdobyłem szczyty gór
już bawię się turniami
slalomem język zjeżdża w dół
gdzieś pomiędzy dolinami
pocałunkiem spocząłem na środku
skąd wywodzi się istnienie świata
wsłuchany w szum muszelki
odurzony wonią kwiatu
byłem mały jestem wielki
Kto nie kocha tych podróży
jest zimny jak mury
przyjemnie może jest i wszędzie
ale najprzyjemniej na łonie natury.
Tomasz Kiełtyka
nie znając dróg na przełaj cię zwiedzałem
najdłuższą drogę wybrałem do twych ust
przystanąłem tam i tu
już zdobyłem szczyty gór
już bawię się turniami
slalomem język zjeżdża w dół
gdzieś pomiędzy dolinami
pocałunkiem spocząłem na środku
skąd wywodzi się istnienie świata
wsłuchany w szum muszelki
odurzony wonią kwiatu
byłem mały jestem wielki
Kto nie kocha tych podróży
jest zimny jak mury
przyjemnie może jest i wszędzie
ale najprzyjemniej na łonie natury.
Tomasz Kiełtyka
19 września 2014
Zaschnięte fotografie
Gdzie te sady w podkolanówkach białych
gdzie ten mróz co serwety w oknach rozwieszał
gdzie ten żelazny piec ciągle zaspany
gdzie ten dziad co bajką pocieszał
Gdzie ten kowal o wyglądzie siłacza
gdzie ten młyn odpusty pełne magii
gdzie ten smak razowego kołacza
gdzie ten kominiarczyk co dodawał dniom odwagi
Gdzie te malwy łubiny i floksy
gdzie ten bez co w furtce się kłaniał
gdzie ten bosy dotyk stóp rosy
gdzie ten listonosz co uśmiechy rozdawał
Gdzie te drogi w tumanach pyłu ginące
gdzie te pola równo wystrzyżone na jeża
gdzie te zmierzchy macierzanką i maciejką pachnące
gdzie się podziała moc pacierza
Gdzie te sny w wykrochmalonych piernatach
gdzie te niedziele z gorącym rosołem
gdzie ten świąteczny podłóg zapach
gdzie ten co drewnianym klockiem bawił się pod stołem
Tak to ja jak dziecko jak mały chłopiec
taka tęsknota mnie złapie
by znów podkradać w spiżarni makowiec
i usiąść na zapadniętej kanapie.
Tomasz Kiełtyka
gdzie ten mróz co serwety w oknach rozwieszał
gdzie ten żelazny piec ciągle zaspany
gdzie ten dziad co bajką pocieszał
Gdzie ten kowal o wyglądzie siłacza
gdzie ten młyn odpusty pełne magii
gdzie ten smak razowego kołacza
gdzie ten kominiarczyk co dodawał dniom odwagi
Gdzie te malwy łubiny i floksy
gdzie ten bez co w furtce się kłaniał
gdzie ten bosy dotyk stóp rosy
gdzie ten listonosz co uśmiechy rozdawał
Gdzie te drogi w tumanach pyłu ginące
gdzie te pola równo wystrzyżone na jeża
gdzie te zmierzchy macierzanką i maciejką pachnące
gdzie się podziała moc pacierza
Gdzie te sny w wykrochmalonych piernatach
gdzie te niedziele z gorącym rosołem
gdzie ten świąteczny podłóg zapach
gdzie ten co drewnianym klockiem bawił się pod stołem
Tak to ja jak dziecko jak mały chłopiec
taka tęsknota mnie złapie
by znów podkradać w spiżarni makowiec
i usiąść na zapadniętej kanapie.
Tomasz Kiełtyka
15 września 2014
Ocean nie skażonej miłości
Gdy moje noce są bezbarwne i bezsenne
gdy moje noce są bezwonne bezimienne
gdy moje dni odchodzą bezpowrotnie
gdy w moich dniach czuje się obcy i samotnie
Wtedy rzucam się w ocean nieba
utonąć chcę w miłości ogromnej
tego dziś mi właśnie potrzeba
Ty każde serce przygarniesz bezdomne
Wtedy chcę popłynąć na fali
dobroci nieskończonej
są ci co jeszcze na brzegu zostali
cierpliwie czekasz sieci zarzucone
Znów ci się wymknąłem
popełniłem jakąś bzdurę
lecz Twój rękaw nad głową powiewa
i płacze w przemokniętą od łez Twą koszule
Z oczyszczonych od plew ziarna
czeka na mnie życia chleb
z nie skażonych grzechem żarna
w którym Tyś sam jest.
Tomasz Kiełtyka
gdy moje noce są bezwonne bezimienne
gdy moje dni odchodzą bezpowrotnie
gdy w moich dniach czuje się obcy i samotnie
Wtedy rzucam się w ocean nieba
utonąć chcę w miłości ogromnej
tego dziś mi właśnie potrzeba
Ty każde serce przygarniesz bezdomne
Wtedy chcę popłynąć na fali
dobroci nieskończonej
są ci co jeszcze na brzegu zostali
cierpliwie czekasz sieci zarzucone
Znów ci się wymknąłem
popełniłem jakąś bzdurę
lecz Twój rękaw nad głową powiewa
i płacze w przemokniętą od łez Twą koszule
Z oczyszczonych od plew ziarna
czeka na mnie życia chleb
z nie skażonych grzechem żarna
w którym Tyś sam jest.
Tomasz Kiełtyka
12 września 2014
Zanim
Zanim człowieka ostatni liść spadnie
jest wiosna jest ładnie
zanim powieka błogim snem zaśnie
zamień waśnie na baśnie
Jest szkoła i dwója w zeszycie
nic nie szkodzi takie jest życie
zakochani i pragnący miłości
szczęśliwi i mniej radośni
Nie czekaj nim smutek zastuka do szyby
śmiej się baw idź na grzyby
buduj domy śpiewaj piosenki
pisz wiersze duszy przejrzyste sukienki
Ziemia jak obraz z modeliny
tu coś odklejamy tam coś dolepimy
odchodzimy a z nami odchodzą krajobrazy
za oknami są już innych pejzaże
Co po nas zostanie
dom wiersz piosenka ubranie
co po nas zostanie
opakowanie opakowanie.
Tomasz Kiełtyka
jest wiosna jest ładnie
zanim powieka błogim snem zaśnie
zamień waśnie na baśnie
Jest szkoła i dwója w zeszycie
nic nie szkodzi takie jest życie
zakochani i pragnący miłości
szczęśliwi i mniej radośni
Nie czekaj nim smutek zastuka do szyby
śmiej się baw idź na grzyby
buduj domy śpiewaj piosenki
pisz wiersze duszy przejrzyste sukienki
Ziemia jak obraz z modeliny
tu coś odklejamy tam coś dolepimy
odchodzimy a z nami odchodzą krajobrazy
za oknami są już innych pejzaże
Co po nas zostanie
dom wiersz piosenka ubranie
co po nas zostanie
opakowanie opakowanie.
Tomasz Kiełtyka
9 września 2014
Ptaki emigranci
Opustoszałe podwórka
karuzela nie dyszy
trzepaka pęknięta rurka
pamięta dzieci kaprysy
Starość z pomarszczonymi troskami
chciałaby odlecieć jak ptaki
za swymi pisklętami
nie może za ciężkie chodaki
Popiół po czerwonym transparencie
nie krzyczą głupie z niego slogany
na ojczyzny firmamencie
złodziej już demokratycznie wybrany
Patrzę z moich okien
w niebieską dal nieznaną
tęsknota tuż przed zmrokiem
za ziemią historią starganą
Najlepszy chleb tu nie smakuje
nie ma sąsiada kompotu z suszek
szampan w najdroższych kryształach
zamienię na wody garnuszek
Jeśli do gniazd swych powrócą
powrócą już nie takie same
zostawią włosów kruczość
czy zastaną dziś bardziej łaskawe
Mieć mały domek owinięty różą
i w sadzie własny stołek
niech walizka kojarzy się tylko z podróżą
z niedolą zaś tobołek
Tomasz Kiełtyka
karuzela nie dyszy
trzepaka pęknięta rurka
pamięta dzieci kaprysy
Starość z pomarszczonymi troskami
chciałaby odlecieć jak ptaki
za swymi pisklętami
nie może za ciężkie chodaki
Popiół po czerwonym transparencie
nie krzyczą głupie z niego slogany
na ojczyzny firmamencie
złodziej już demokratycznie wybrany
Patrzę z moich okien
w niebieską dal nieznaną
tęsknota tuż przed zmrokiem
za ziemią historią starganą
Najlepszy chleb tu nie smakuje
nie ma sąsiada kompotu z suszek
szampan w najdroższych kryształach
zamienię na wody garnuszek
Jeśli do gniazd swych powrócą
powrócą już nie takie same
zostawią włosów kruczość
czy zastaną dziś bardziej łaskawe
Mieć mały domek owinięty różą
i w sadzie własny stołek
niech walizka kojarzy się tylko z podróżą
z niedolą zaś tobołek
Tomasz Kiełtyka
7 września 2014
Powrócę
Zostawiłem w polu tańczące żyto
pochylony słonecznik nad różową gryką
zamieniłem rząd starych wierzb takie nadobne
na gaje oliwne dziwne a jakże podobne
Mój ogród azalie rododendrony
złotą nitką słońca ozdobiony
rozmaryn i bazylia w laurach już o świcie
i ten smak kawy który tak kocham nad życie
Rzeka wina po górach się rozlewa
o sole mio każdy liść tu śpiewa
otulone tarasy girlandą gliceni
kamienna ławeczka wśród cyprysów cieni
Strzeliste palmy z rozczochraną czupryną
oglądam się za nimi jak za ładną dziewczyną
przeglądają się smukłe w jeziorze
czy to zatrzymać mnie tu może
Powrócę gdzie leży żołnierz w onucach ubogich
co swą krwią bronił mych miejsc drogich
najdroższej mowy ojczystych słów
powrócę by ucałować jego grób
Powrócę gdzie kaczeńce moczą nogi w potoku
gdzie strach na wróble w nie modnym kapoku
zobaczyć chcę jak wiosną płyną kry
powrócę by brzozom otrzeć łzy.
Tomasz Kiełtyka
pochylony słonecznik nad różową gryką
zamieniłem rząd starych wierzb takie nadobne
na gaje oliwne dziwne a jakże podobne
Mój ogród azalie rododendrony
złotą nitką słońca ozdobiony
rozmaryn i bazylia w laurach już o świcie
i ten smak kawy który tak kocham nad życie
Rzeka wina po górach się rozlewa
o sole mio każdy liść tu śpiewa
otulone tarasy girlandą gliceni
kamienna ławeczka wśród cyprysów cieni
Strzeliste palmy z rozczochraną czupryną
oglądam się za nimi jak za ładną dziewczyną
przeglądają się smukłe w jeziorze
czy to zatrzymać mnie tu może
Powrócę gdzie leży żołnierz w onucach ubogich
co swą krwią bronił mych miejsc drogich
najdroższej mowy ojczystych słów
powrócę by ucałować jego grób
Powrócę gdzie kaczeńce moczą nogi w potoku
gdzie strach na wróble w nie modnym kapoku
zobaczyć chcę jak wiosną płyną kry
powrócę by brzozom otrzeć łzy.
Tomasz Kiełtyka
5 września 2014
Jesień
Lasy w złotej koronie
babiego lata osnute przędzą
ptaki czekają jak na peronie
zła macocha je wypędza
Jesień z perwersją drzewa rozbiera
naga z zimna trzęsie się osika
wiewiórka skrzętnie orzechy zbiera
siwy dziad chłodem przenika
Nędza biegnie po ścierniskach
dzionek chwilką żyje
w oczach wilka zapalają się ogniska
pola i drogi są wszystkich i niczyje.
Tomasz Kiełtyka
babiego lata osnute przędzą
ptaki czekają jak na peronie
zła macocha je wypędza
Jesień z perwersją drzewa rozbiera
naga z zimna trzęsie się osika
wiewiórka skrzętnie orzechy zbiera
siwy dziad chłodem przenika
Nędza biegnie po ścierniskach
dzionek chwilką żyje
w oczach wilka zapalają się ogniska
pola i drogi są wszystkich i niczyje.
Tomasz Kiełtyka
3 września 2014
Jesienna wystawa
Jesień swoją prace wystawiła
lasy zawstydziła
łąki zawstydzone
jak róż pąki są czerwone
Drzewa od farb się gną i listki
ale dumne są
bo wyszły spod pędzla
nie byle jakiej artystki
Żółto-czerwone makijaże
owinięte w mgły bandaże
śpiesz się na wystawę
bo grudzień wapnem zamaże.
lasy zawstydziła
łąki zawstydzone
jak róż pąki są czerwone
Drzewa od farb się gną i listki
ale dumne są
bo wyszły spod pędzla
nie byle jakiej artystki
Żółto-czerwone makijaże
owinięte w mgły bandaże
śpiesz się na wystawę
bo grudzień wapnem zamaże.
Tomasz Kiełtyka
Subskrybuj:
Posty (Atom)